Do Istambułu przylecieliśmy ok godz. 16... Nawet dość szybko udało się dotrzeć z lotniska do naszego hotelu. Znalezienie hotelu zajęło nam trochę czasu... Żeby być "bliżej" zabytków, wybraliśmy hotel na starym mieście i muszę przyznać, że była to dobra decyzja, choć hotel sam w sobie pozostawiał trochę do życzenia...ale cóż... to w końcu Turcja a nie Europa dla wygodnych turystów :) Menkamentem naszego pokoju, poza tym, że był MIKROSKOPIJNY była dość nie ciekawa łazienka... ale z drugiej strony... byliśmy na to przygotowani... w końcu przyjechaliśmy na zwiedzanie a nie na wylegiwanie się w pokoju hotelowym.
Podbój Istambułu zaczęliśmy od jednego z najpiękniejszych meczetów...
Po raz pierwszy zobaczyliśmy ją - Sofyę - wieczorem... Przepiękny widok... Majestatyczna, spokojna...
Wnętrze świątyni jest sukcesywnie remontowane... Godne uwagi są monety, na których zapisano nazwiska proroków... Świątynia robi niesamowite wrażenie za równo wewnątrz jak i na zewnątrz i na pewno warto zapłacić za bilet 20 YTL
Ciekawostką w Aya Sofya jest, miejsce, gdzie niezamężna dziewczyna powinna włożyć palec i obrócić go o 360 stopni i pomyśleć o zamążpójściu...Podobno się spełnia ;)
Na przeciwko Aya Sofya znajduje się inny słynny Meczet Sułtana Ahmeda, czyli
Błękitny Meczet
Meczet ten wybudowany został na przełomie XVIIwieku... Patrząc na obie budowle, ma się wrażenie, że bezustannie ze sobą konkurują... konkurują oto, który jest potężniejszy, piękniejszy, bardziej imponujący...
Dobrą decyzją było wybranie się w oba miejsca z samego rana (9:30). Dzięki temu udało się nam ominąć DZIKICH TŁUMÓW turystów,których nawet końcem kwietnia w Istambule nie brakuje!
Pomiędzy Aya Sofya i Błękitnym Meczetem jest przepiękny park z kwiatami,zielonymi drzewkami i fontanną... Aż dziw, że to centrum Starego Miasta...
Następnie udaliśmy się do
Topkapi Sarayi
Topkapi Sarayi, jest pałacem wybudowanym w XV-wieku. Ta majestatyczna budowla ozdabiana szczerym złotem, otoczona jest murami z 28 wieżami i zajmuje powierzchnię ok. 70 ha rozprzeszczeniając się na cyplu pomiędzy Złotym Rogiem, cieśniną Bosfor a morzem Marmara. Na zwiedzanie powinno się poświęcić CO NAJMNIEJ 3/4 dnia – a przynajmniej tak sugerują przewodniki (tak, te które tak skrytykowałam – i nawet w kontekście Topkapi należy im się nagana!), przy wielkim nacisku udało się nam jednak spędzić tam tylko albo aż 3 godziny... nawet nie chcę myśleć, co by było, gdybyśmy byli tam w okresie turystycznym... Na uwagę zasługuje przepiękny Skarbiec, który może się poszczycić, wykonaną ze szczerego złota kołyską, jednym z największych diamentów oraz kijem Mojżesza... aaa i odciskiem stopy Mahometa...
Warto też udać się do Haremu, który niestety zwiedza się oddzielnie... I tu na pewno przydatny byłby dobry przewodnik, gdyż niestety same mury nie wiele chcą nam powiedzieć, a widać jak wiele kryją w sobie tajemnic o kochankach,konkubinach, pałacowych romansach i intrygach...
Wokół Pałacu rozciąga się przepiękny Park, który spokojnie mógłby stanąć w konkury z holenderskim Keukenhof pod względem ilości i jakości tulipanów. .
Inną ciekawostką dotyczącą Istambułu są niezliczone ilości kotów... są one wszędzie! Wygrzewają się w parkach, na ulicach, na cmentarzach... w zupełności oswojone przez miliony turystów odwiedzających Istambuł patrząc się na przechodniów zaciekawionymi oczami...
Obowiązkowym "must see" jest oczywiście słynny Wielki Bazar... Choć muszę przyznać, że trochę mnie rozczarował...Miałam dość podobne wrażenie do „fload market” w Tajlandii,tylko że tam to już była pełna komercja na turystów. Moje rozczarowanie podyktowane może było również tym, że jestem już trochę rozpuszczona i za dużo widziałam i nie tak łatwo zrobić na mnie wrażenie… nie mniej jednak na pewno trzeba się tam koniecznie wybrać! Jest tam ogrom (!!) stoisk z suvenirami,kolorowymi witrażowymi lampami, ceramiką, biżuterią, odzieżą... Bardzo duże wrażenie zrobiły na mnie ręcznie wyrabiane lampy... i nie ukrywam, że byłam o mały włos od zakupu takiej lampy, ale niestety doszłam do wniosku, ze a) jedna mi nie wystarczy... potrzebowałabym 3 b) wymagałoby to przeróbki elektryki w całej sypialni :( na a to teraz już nie mam siły... może następnym razem :)
Niedaleko Grand Bazaru znajduje się Spice Bazar i niestety również miałam nieco wyższe oczekiwania co do niego... A może wręcz, szczególnie co do niego! Napaliłam się na zakup"tony" przypraw, ale niestety... a) nie było ich aż tak dużo jak myślałam, b)szczerze mówiąc nie wyglądały zachęcająco...
Pomimo, iż często uważa się Turcję za „brudny” kraj (choć moim zdaniem ulice Istambułu są o wiele czystsze niż Warszawy), to trzeba im przyznać, iż niesamowicie dbają o własny wygląd,higienę osobistą i buty... tak, buty!! Na każdym rogu można znaleźć mniej lub bardziej "profesjonalnych" czyścicieli butów…
Do tego, trzeba też koniecznie dodać samych Turków… Ach… ależ to są ciasteczka… Co jest ciekawe, ani razu nie widziałam ani jednego Turka ubranego w dres lub tenisówki! Nie, oni odstawieni są jak panny na wydaniu. Aż miło popatrzeć na takich zadbanych chłopców ;)
Po 3 dniach spędzonych w Istambule wyruszyliśmy na upragniony wschód do miejscowości VAN